Bongo weekend w Głuchołazach

Bongo weekend w Głuchołazach

Na wstępie relacji z weekendowego wyjazdu chcę podkreślić, iż celowo w artykule nie będą używane nazwiska ani ksywki naszych zawodników ze względu na szacunek do Nich. Kto był ten się domyśli o kogo chodzi, a kto nie był niech żałuje i zapraszamy za rok :)

Wyjazd na turniej do Głuchołaz połączony ze spotkaniem opłatkowym rozpoczynamy w sobotę zbiórką na stacji benzynowej obok C.H Karolinka. Po załatwieniu spraw organizacyjnych oraz zakupie napojów rozweselających, z małym czasowym poślizgiem udajemy się w kierunku naszej południowej granicy. Jedziemy łącznie w 9 osób . Podróż upływa szybko , wesoło i w rytm wspaniałej muzyki za którą dziękujemy Szychtosowi :) Ok. 13 docieramy na miejsce. Sprawnie rozdzielamy pokoje, myjemy rączki i udajemy się na obiad do Czech. Na miejscu delektujemy się min. zupą czosnkową , kotlecikami oraz co najważniejsze złotym napojem z pianką na dwa palce. Po posiłku i zrobieniu płynnych zapasów w przygranicznym sklepie wracamy do miejsca zakwaterowania.

O godzinie 16 rozpoczynamy przy grubo zastawionym stole Bongo Wigilie. Spotkanie rozpoczyna głowa naszej piłkarskiej rodziny Michał. Jak przystało na troskliwego opiekuna uraczył nas dobrym słowem oraz drobnym upominkiem z logo naszego klubu. Od początku cały wyjazd jest dokumentowany w postaci filmów i fotek. Niestety podczas wyjazdu aparat zmienia właściciela, którego nie zdołaliśmy odnaleźć, ale po kolei. Po tradycyjnym opłatku i odśpiewaniu Bongo- kolęd w kilku językach oraz wprowadzenia się w imprezowy stan udajemy się do lokalu "Krater". Tam jedni oglądają derby Barcelony w kolorze czarno-białym, a inni rozpoczynają walkę o to, aby impreza nie zakończyła się dla nich przedwcześnie. Sposobów było kilka od tradycyjnej kawy w ilościach znaczących po sen w toalecie nie koniecznie przeznaczonej dla panów. Po meczu rozpoczyna się impreza taneczna. Parkiet opanowujemy w 100%. Mamy świetne wyczucie rytmu, taktu oraz ogromną chęć na nowe znajomości. Królem parkietu był niewątpliwie....... kto był ten wie, a kto nie był może się domyśli? Z czasem lokal wypełnił się i zgromadzeni goście starali się nam dorównać. Kiedy okazało się, że w tańcu i sympatycznej pogawędce nie dają nam rady zaczęli używać innych "argumentów" ?. Gdy część z nas dyskutowała z miejscowymi jeden z naszych kolegów postanowił wybrać się na nocny spacer w stronę Opola.. Gdy zorientowaliśmy się, że nasza wizyta w lokalu się "przeciągnęła" i tubylcy nie są już tak mili jak na początku, ok. godziny 3 wracamy do pokojów. Po powrocie zasiadamy przy resztkach pozostawionych po wieczerzy i analizujemy całą imprezę. Udaję nam się potwierdzić informację, że nasz "Jasio wędrowniczek" w znany tylko dla siebie sposób dotarł cało i zdrowo do Opola. Gdy zmęczenie okazało się silniejsze od nas postanowiliśmy odpocząć przed jutrzejszym, a w zasadzie dzisiejszym turniejem. Czasu na regeneracja było naprawdę mało..

DZIEŃ DRUGI NIEDZIELA

W niedzielny poranek wszystkich budzi susza w ustach, szum w głowach oraz głód. Szkoda, że nie był to głód gry w piłkę. Ok. godziny 10 organizujemy skromne męskie śniadanko. Kiedy jedni się posilali, a inny dbali już o to aby poziom promili nie był gorszy niż dzień wcześniej okazało się , że wśród nas jest zawodowiec:) Po ciężkiej nocy postanowił tempem biegowym pozwiedzać zabytki, kolorowe uliczki oraz muzea w Głuchołazach:) Czas biegł nieubłaganie i zbliżał się moment kiedy trzeba się ogarnąć i jechać na halę. Ok. 14.30 docieramy na halę pełni nadziei i wiary w swoje nietuzinkowe umiejętności.. Po zapoznaniu się z nawierzchnią boiska okazało się, że nie jesteśmy przygotowani sprzętowo do turnieju. Zamiast grać w butach powinniśmy założyć łyżwy. Parkiet był niczym lodowisko, a piłka którą przyszło nam grać przypominała sylwestrowy balon. Jednak warunki były równe dla wszystkich. Pierwszy mecz toczymy z ekipą o nazwie Pogrom. Od pierwszych minut widać, że styl tutejszych ekip znacząco się różni o znanego nam halowego grania na naszym terenie. Po ciężkim meczu w którym walczyliśmy z przeciwnikiem oraz ze wspomnianym już śliskim boiskiem remisujemy 1-1. Po wspólnej analizie pierwszej potyczki wydawało nam się, że wszystko już wiemy i jesteśmy świadomi błędów. Drugi mecz z FC Janki szybko sprowadził nas na ziemię. W 12 min (tyle trwał mecz) straciliśmy 5 goli, nie potrafiąc pokonać bramkarza przeciwników. Po tym meczu w zasadzie turniej się dla nas zakończył. Tylko nieliczni z nas wierzyli w to, że trzecia seria spotkań i odpowiednie w niej wyniki pozwolą nam bawić się dalej. Ostatni mecz rozgrywaliśmy z lokalnym rywalem, Sąsiadami Opole. Pomimo optycznej przewagi i i dłuższego przebywania przy piłce przegrywamy trzeci i ostatni mecz w turnieju w stosunku 0 - 3.
Podsumowując nasze trzy mecze w grupie można takimi słowami opisać nasz zespół:
Mieliśmy bramkarza - z dyskoteki, obrona też była tylko że Częstochowy, mieliśmy pomoc - społeczną i co najważniejsze był atak... serca. Zdobyliśmy 1 punkt, strzelając 1 bramkę. a tracąc 9.
Podsumowując wyjazd można go uznać pod względem imprezowym za bardzo udany i wesoły. Sportowo zgubiła nas zbyt duża pewność siebie i lekkie zlekceważenie rywali, bo przecież nie promile i brak snu:) Najważniejsze, że wszyscy dotarliśmy cali i zdrowi ok. godz. 20 do Opola. Mniej ważny jest sposób i czas powrotu przez niektórych.
Dziękuję wszystkim uczestnikom tej rodzinnej wyprawy za obecność, dobrą zabawę i super humor .Mam nadzieję, że za rok udamy się tam ponownie w większym gronie i wrócimy z lepszym wynikiem sportowy.

ze sportowym pozdrowieniem Andrew

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości